Bezkresna, niezmierzona pustka, w której nie było nic prócz mroku. Ciemność ciągnęła się we wszystkich kierunkach, bez granic i kresu. Nagle, w samym sercu tej otchłani, pojawiła się maleńka iskierka światła, tak ulotna, że zdawała się trwać krócej niż mgnienie oka. Owa fascynująca anomalia stanowiła paradoks, w którym życie i śmierć splatały się nierozerwalnie. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość przenikały się wzajemnie, tworząc intrygującą mozaikę bytu, gdzie każdy element zdawał się być jednocześnie początkiem i końcem.
Czarny punkt wyrósł w sercu iskry, gasząc ją swoim mrokiem. Nastała znów cisza i pustka. A potem... Błysk! Iskra powróciła, tym razem potężniejsza, jaśniejąc blaskiem tak intensywnym, że przekraczał granice wyobraźni. Z każdą chwilą rozrastała się, pulsując coraz silniej niczym żywy organizm, niczym bijące serce. Wreszcie osiągnęła apogeum swojej mocy. Nagle, niczym złowrogi cień, ponownie pojawiła się czarna plama. Jej obecność kontrastowała z intensywnym blaskiem, tworząc intrygującą grę światła i ciemności. Nagle iskra zapadła się ku czarnemu punktowi i eksplodowała z ogłuszającą mocą. Fala energii rozeszła się we wszystkich kierunkach. Oślepiający rozbłysk rozdarł nicość, a z jego wnętrza wyłonił się chaos - żywy, dynamiczny, nieokiełznany. Rozlewał się niczym wzburzone morze, pochłaniając pustkę i tworząc nowe granice tam, gdzie wcześniej nie istniało nic.
Z oślepiającego rozbłysku wyłoniła się postać, której kształt wymykał się wszelkim znanym definicjom. Jej kontur migotał i falował, jakby nie mógł się zdecydować na ostateczną formę. Blask bijący od tej istoty pulsował w rytmie nieistniejącego wcześniej serca wszechświata, a fale energii rozchodziły się od niej, tworząc nowe wzory w otaczającym chaosie. Gdy byt poruszył się po raz pierwszy, przestrzeń wokół niego zadrżała, jakby samo istnienie reagowało na jego obecność. To był pierwszy bóg, Zrodzony, którego narodziny z wirującego chaosu zwiastowały początek nowej ery.
Zrodzony unosił się w bezkresnym chaosie, jego migoczący kształt nieustannie zmieniał się i falował. Czas płynął niezauważalnie, gdy boski byt zgłębiał tajemnice własnej egzystencji. Myśli wirowały w jego świadomości, poszukując odpowiedzi na pytania nigdy wcześniej niezadane. Nagle poczuł coś nowego - przeszywające uczucie pustki i osamotnienia. To nieznane doznanie rozlało się po jego istocie, wypełniając każdy aspekt jego bytu. Poruszony tym odkryciem, jakby pchnięty niewidzialną siłą, podjął decyzję. Jego istota zapłonęła nowym blaskiem, a przestrzeń wokół niego zafalowała w oczekiwaniu.
Skupił całą swoją boską moc i rozpadł się na tysiące mniejszych fragmentów, z których każdy zawierał iskierkę jego pierwotnej istoty. Zrodzony rozrzucił te cząstki po bezmiarze chaosu.
Tam, gdzie opadały, zaczynały kiełkować. Z każdego wyłaniał się nowy byt, przybierający własną formę i osobowość. Jedne stawały się istotami światła, inne ciemności. Każda z tych istot zaczęła tworzyć własny świat, kierując się swoimi prawami.
Każdy ze światów odzwierciedlał naturę swego twórcy, jego charakter i wyjątkowość. Wśród nich były krainy pełne harmonii i ładu, ale też takie pogrążone w niekończącym się chaosie i konflikcie. Wszystkie jednak wypełniały pustkę, realizując zamysł Zrodzonego.
W miejscu, gdzie dokonał się pierwotny podział, pozostało serce Zrodzonego. Czekało ono na powrót rozproszonych fragmentów, by ponownie stać się całością i odkryć swą prawdziwą naturę.
Pośród zamętu chaosu pojawił się jeden z odłamków Zrodzonego. Wniknął w otaczającą pustkę i zaczął kiełkować, trwając w niej przez niezliczone wieki. Po tysiącach lat, nagle, w samym centrum tego świetlistego wiru, zaczęło formować się coś niezwykłego. Powoli, jak gdyby tkane z samego światła i pierwotnej mocy, wyłaniały się zarysy nieznanej dotąd formy. Kształt ten emanował blaskiem tak intensywnym, że zdawał się przyćmiewać nawet otaczające go światło. Z każdą chwilą stawał się coraz wyraźniejszy, aż w końcu objawił się w pełnej krasie - Z głębin chaosu wyłoniła się postać, której widok zapierał dech w piersiach. Biel jej ciała lśniła niczym najczystsze światło, a cztery ramiona poruszały się z gracją i mocą, jakby dyrygowały samym kosmosem. Z pleców wyrastały cztery macki światła, wijące się i pulsujące energią pierwotnej kreacji.
Gdzie powinna znajdować się twarz, ziała pustka – tajemnicza i nieprzenikniona. To, co na pierwszy rzut oka wydawało się ciałem, okazało się pancerzem chroniącym najcenniejszy skarb. We wnętrzu tańczył błękitny pierwotny płomień, pulsujący w rytm nieznanych melodii wszechświata. Pierwotny odseparował materię od tego, co niematerialne, lecz wiedział, że potrzebuje wsparcia. Postanowił więc stworzyć pomocników, którzy jako architekci tego świata wspomogą go w organizowaniu tej dzikiej przestrzeni.